Jednym z symptomów choroby polskiego kina (w kategoriach klinicznych najbliżej jej chyba do chronicznej depresji) jest niezdolność – a przynajmniej niechęć – reżyserów do rozmowy o filmach własnych bądź cudzych. Albo inaczej: nieumiejętność takiej rozmowy, która wykraczałaby poza kategorie czysto towarzyskie bądź anegdotyczne. Brałem kiedyś udział w tzw. panelu dyskusyjnym poświęconym granicom między dokumentem a fikcją. Jednym z dyskutantów był polski reżyser-operator z pokaźnym dorobkiem. Kiedy przyszła kolej na zabranie przezeń głosu, usłyszeliśmy nonszalancką deklarację, mniej więcej w ten deseń: „teoretycy gadają, krytycy krytykują, a ja po prostu robię kino”.
Więcej: http://michaloleszczyk.blog.onet.pl/Symbiopsychotaxiplasm-Take-One,2,ID421835701,n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz